|
Historia
Polskiego Związku Kajakowego
Izabella Dylewska
- Nie mam w zwyczaju traktowania w szczególny sposób wydarzeń z
mojej sportowej kariery- twierdzi Izabela Dylewska - Cała moja
sportowa droga, wszystkie sukcesy i porażki stanowią dla mnie jedną,
wspaniała zresztą całość, dzięki czemu moje życie ma głęboki sens.
Po rozmowach z wieloma ludĄmi, muszę jednak przyznać, że olimpijski
medal wywalczony w Seulu, musi zająć wyjątkowe miejsce. Wszyscy mi
od lat mówią, że był pierwszy wywalczony przez kajakarkę po
28-letniej przerwie. Może także dlatego trzeba potraktować go
wyjątkowo, że był jedynym wywalczonym przez polska kobietę, w
dodatku młodą. Resztę krążków dla reprezentacji Polski zdobywali
wyłącznie mężczyĄni &W pierwszej dekadzie XXI wieku dla młodzieży
brzmi to jak bajka, bo o sile ( słabnącej) polskiego sportu stanowią
niemal wyłącznie kobiety i można zanucić: gdzie są ci mężczyĄni, te
chłopy &
Ogromnie szybko przebiegło mi to sportowe życie. Wszystko było tak
piękne (może z wyjątkiem dyskwalifikacji po zawodach w Sewilli), że
nie umiem sobie wyobrazić jak żyłabym bez kajakarstwa, jak ubogie
miałabym życie. Spełniły się w nim moje najważniejsze marzenia, może
poza jednym czyli złotym medalem olimpijskim, ale też muszę
przyznać, że o nim pomyślałam dużo póĄniej.
Moja wielka miłość do sportu narodziła się przed telewizyjnym
ekranem. Gdy byłam dzieckiem z zapartym tchem oglądałam Teleranem
w którym tak wielu ludzi tak pięknie opowiadało o treningach, o
zawodach. Siedziałam na tapczanie i marzyłam o tym, by stać się
sportowcem, ćwiczyć, zmagać się z innymi. Szczerze mówiąc nie miałam
pojęcia jak to osiągnąć. Mieszkałam w Nowym Dworze Mazowieckim,
wówczas bardzo prowincjonalnym miasteczku, w którym możliwości
uprawiania sportu były minimalne. I gdyby nie przypadek pewnie
skończyłoby się to wszystko na podwórkowym wymiarze. Zresztą byłam
jego adeptką, bo podczas nauki w szkole grałam w siatkówkę a raczej
w coś w co ja w niewielkim stopniu przypominało.
Pewnego roku w czerwcu skończyły się zajęcia w szkole, zaczęły się
wakacje. Nasze możliwości ciekawego ich spędzania były ograniczone,
więc pewnego dnia z grupą koleżanek i kolegów jak zwykle udaliśmy
się nad wodę, nad nadnarwiańskie łąki. Pierwszy raz wtedy z bliska
ujrzałam kręcące się wodzie kajaki, bo niedaleko była przystań. Z
adeptami kajakarstwa był Stanisław Witak, który dostrzegł
zaciekawione dzieciaki i zaprosił na próbę. Był to początek lipca
l980 roku. Wsiadłam i & wpadłam, nie wody lecz do kajakarstwa. Od
tego dnia, dwa razy każdego dnia biegałam na przystań. Z wypiekami
na twarzy oglądałam transmisję z igrzysk olimpijskich w Moskwie, na
których mój tata był obserwatorem i przywiózł mi Miszkę ,
towarzyszącego mi potem w sportowych zajęciach. W sierpniu
pojechałam na pierwszy w moim życiu obóz sportowy i bez reszty
pokochałam kajakarstwo.
Wiosna l981 roku wystartowałam po raz pierwszy. Do dziś pamiętam
twarze dziewcząt przeze mnie pokonanych. Udały się z pretensjami do
swojej trenerki, bo nie mogły zrozumieć, jak to się stało , że one,
trenujące już dwa lata przegrały o kilka długości łódki z nieznaną
dziewczyną. Do końca paĄdziernika trenowałam ze Stanisławem Witakiem,
ale wówczas właśnie zbuntowałam się i wymogłam na Olgierdzie
Światowiaku przyjęcie do jego grupy. On prowadził zajęcia na
prawdziwie wyczynowym poziomie, był to trening ciężki ale ja
chciałam robić postępy jak najszybciej.
Z ręką na sercu muszę przyznać, że ta moja chęć stawania na drodze
wszystkim przeciwnościom, chęć trenowania aby uzyskać najwyższe
umiejętności omal nie stały się przyczyna tragedii. Pierwsze
ostrzeżenie nie poskutkowało, choć gdyby nie koleżanki mogła się
sprawa Ąle skończyć. W marcu1986 roku wypłynęłyśmy na trening. Rzeka
była jeszcze częściowo skuta lodem, przy brzegach jego warstwa miała
grubość około pół metra. O wyjściu na brzeg nie było mowy a ja
złamałam wiosło. Koleżanki wyciągnęły mnie z wody i zawiozły na
przystań. Zabawce, ale następnego dnia byłam zdrowsza niż tego, w
którym wpadłam do wody. Gorzej było innym razem, przestroga została
przeze mnie zlekceważona. Narew była znowu zamarznięta, a ja wbrew
regułom popłynęłam najpierw w dół rzeki. I szybko okazało się, że
nie mogę zawrócić, bo za moimi plecami pojawiła się ławica kry.
Spłynęłam aż do bunkra starych fortyfikacji przy zbiegu Wisły i
Bugo-Narwi, uciekając przed krą. Miałam nadzieję, że tam będzie
szeroko, uda mi się uniknąć zderzenia z lodem grożącego zgnieceniem
mojej łupiny . Podpłynęłam do brzegu, który tak jak poprzednio był
skuty lodem. Nie wiedziałam jaka jest jego grubość, bałam się czy
pokrywa wytrzyma mój ewentualny ciężar, jeśli spróbuję się na nim
położyć. A kra była bardzo blisko. Gdy znalazła się tuż tuż,
przechyliłam kajak ile się dało. Potężne odłamy lodu przepłynęły
obok w odległości mniejszej niż pół metra. Wtedy naprawdę najadłam
się strachu i już nigdy aż tak nie ryzykowałam.
Niełatwo było mi przenieść się do Poznania. Cała rodzina została w
Nowym Dworze. Do dziś jestem rozdarta między te dwie tak bardzo
różniące się miejscowości. Wielokrotnie w każdym roku pokonuje te
trzysta kilometrów fatalnej drogi. Życie osobiste potoczyło mi się
inaczej niż zaplanowałam, nie przypuszczałam, że zostanę sama z
synem Dagmarem Aleksandrem. Uwielbiam spędzać z nim tyle czasu ile
tylko mogę.. Nie przypuszczałam też, że zostanę przedsiębiorca, że
będę miała własną firmę i że nieĄle będę sobie radzić na rynku. Nie
straciłam kontaktu z kajakarstwem nie tylko ze względu na
przedsiębiorstwo, które produkuje i sprzedaje sprzęt dla sportów
wodnych. Założyłam uczniowski klub, mam rokujących nadzieję
wychowanków. Ja nadal bez wody nie mogę żyć, więc pływam często,
biorę udział w kajakowych spływach, w tym na Dunajcu. Jakież to
wspaniałe uczucie gdy siedzi się w łódce i leniwie płynie wśród
drzew i łąk, oglądając niby te same a jednak inne krajobrazy.
Dość przypadkowo znalazłam się także w polityce. W 2002 roku została
wybrana do sejmiku marszałkowskiego Wielkopolski, w którym wybrano
mnie z kolei przewodniczącą komisji sportu i turystyki oraz
wiceprzewodniczącą komisji edukacji. Dość szybko doszłam jednak do
wniosku, że polityka ma niepiękne oblicze, że jest właściwie nie dla
mnie, że mi się nie podoba. Cztery lata pobytu w niej całkowicie mi
wystarczyły. Wolę mieć czas na wychowanie syna, na firmę, na
pływanie.
|
|