Aktualności 2011

Jak się wiosłuje na Atlantyku

Aleksander Doba - podróżnik, który w 99 dni przepłynął kajakiem ocean - opowiadał o swojej wyprawie podczas spotkania na wrocławskiej AWF.

Kajak inny niż wszystkie
- Płynąłem na łodzi oceanicznej wykonanej z włókna węglowego. Dzięki specjalnej konstrukcji mój kajak był niezatapialny i w momencie wywrotki szybko wracał do pionu. Łódź została wyposażona w kabinę do spania, luki bagażowe i mieszczący 120 litrów zbiornik na wodę. Na pokładzie miałem też oświetlenie zasilane akumulatorem ładowanym baterią słoneczną, nadajnik GPS oraz telefon satelitarny. Cała jednostka miała długość 7 metrów i z pełnym załadunkiem ważyła ponad 500 kilogramów. W wyprawie używałem wiosła o długości 2,7 metra.

O dwa tysiące więcej
- Zakładałem, że płynąc z Dakaru do Acarau w Brazylii przewiosłuję około 3200 kilometrów. Na początku wszystko szło zgodnie z planem, ale w połowie trafiłem na prądy i wiatry, które zaczęły spychać mnie ze szlaku. Przez jakiś czas zamiast płynąć prosto kręciłem się w kółko i w efekcie zrobiłem nie trzy, a grubo ponad pięć tysięcy kilometrów. Zwykle pływałem w nocy, kiedy było nieco chłodniej, a w dzień odpoczywałem starając się utrzymać odpowiedni kurs. Codziennie wiosłowałem od 8 do 12 godzin co pozwalało mi pokonać średnio 50 kilometrów.

Walka z przeciwnościami
- Już po kilku dniach wyprawy, kadłub mojego kajaka zaczął obrastać muszlami i chociaż starałem się je zdejmować, to do niektórych miejsc nie miałem dostępu i płynąłem z dodatkowym oporem. W połowie drogi zepsuło mi się też elektryczne urządzenie do odsalania wody, przez co musiałem ją filtrować ręcznie. Odzyskanie 3 litrów zajmowało mi blisko godzinę pompowania. W porach deszczowych zbierałem co prawda deszczówkę, ale było to możliwe tylko przy bezwietrznej pogodzie. Na trasie dokuczała mi też sól z wody morskiej, która wciąż dewastowała moje dłonie.

Blisko natury
- W wyprawie towarzyszyły mi stada ryb i przeróżne ptaki, które często siadały na moim kajaku. Podobnie było z rybami kilometrami płynącymi tuż przy burtach łodzi. Oczywiście trafiały się też rekiny, ale szczęśliwie obeszło się z nimi bez większych przygód. Bardzo ciekawym doświadczeniem były bezchmurne noce, kiedy mogłem swobodnie obserwować gwiazdy. Miałem ze sobą książkę o gwiazdozbiorach, dzięki czemu nauczyłem się rozpoznawać poszczególne układy. Wrażenie są naprawdę niezwykłe i godne polecenia.

Aleksander Doba wkrótce planuje kolejną wyprawę. Na początku przyszłego roku chce zmierzyć się z Oceanem Spokojnym. (tp)

   
© Polski Związek Kajakowy